Czy frankowicze mieli wybór?

W ostatnich tygodniach znowu jest coraz głośniej o tzw. frankowiczach czyli o całkiem sporej grupie społecznej w naszym kraju – liczącej plus minus 800.000 Polaków. Dzieje się tak w związku ze spodziewaną uchwałą Sądu Najwyższego, która powinna przyczynić się do tzw. ukształtowania linii orzeczniczej w sprawach frankowych. 

Wraz z nowymi artykułami, wywiadami, publikacjami i innymi materiałami powraca też dyskusja i kłótnia o to kim tak naprawde są Ci frankowicze? Czy są to chciwi i cwani Polacy, którzy chcieli oszukać system kosztem innych? Czy może osoby realnie poszkodowane przez instytucje bankowe i cały ich aparat działania? 



Poproszę kredyt waloryzowany kursem CHF

Należy zacząć od odpowiedzi na pytanie postawione w tytule. Czy frankowicze rzeczywiście mieli wybór pomiędzy kredytem złotówkowym a tzw. kredytem frankowym i wynikiem tego wyboru był ten drugi, czyli w swej istocie kredyt tylko waloryzowany do kursu CHF czyli franka szwajcarskiego.

W rzeczywistości Polacy, którzy później stali się posiadaczami takich kredytów, do banku lub pośrednika finansowego udali się z zamiarem zaciągnięcia kredytu hipotecznego, nie mając w ogóle świadomości, że jest coś takiego jak kredyt hipoteczny waloryzowany kursem CHF. 

Na ponad 400 poznanych indywidualnie historii frankowiczów, z którymi miałem możliwość rozmawiać tylko raz spotkałem się ze sprawą, w której to współkredytobiorca sam z siebie, wpadł na pomysł, przed jeszcze jakąkolwiek wizytą w oddziale banku, zaciągnięcia kredytu frankowego. Była to jednak Pani, która pracowała w banku i wiedziała, że tego typu kredyty są na czasie i to te produkty teraz się proponuje, dużo częściej niż zwykłe kredyty hipoteczne w złotych polskich. Tak, wszystko wskazuje na to, że kredyty waloryzowane były wtedy bardziej atrakcyjnym produktem dla banku a ich udział zarówno w planach sprzedażowych jak i w realizacji był w tamtym czasie znaczący.

Poza incydentalnymi przypadkami jak Pani, która pracowała w banku wszyscy, którzy poszli po kredyt hipoteczny otrzymali informację od doradcy w banku lub pośrednika, że nie mają zdolności kredytowej na kredyt w złotówkach i nie mogą się o taki starać, ale za to mają zdolność na kredyt we frankach szwajcarskich. To wtedy pierwszy raz dowiadywali się o tym, że istnieje taki instrument finansowy. 

Czy klienci banków, którzy zostali później frankowiczami mieli tak naprawdę wybór? Tak, mieli go, ale tylko w kwestii tego, czy wziąć kredyt frankowy, czy na jakiś czas zrezygnować z planów czy umów i ustaleń np. z deweloperem lub obecnym właścicielem nieruchomości, często po prostu z marzeń.

Czy frankowicze sami domagali się od doradcy innej oferty niż kredyt hipoteczny w złotych polskich? NIe, nikt nie chciał im udzielić kredytu hipotecznego w złotówkach, ale wszyscy chcieli udzielać we frankach. I właśnie dlatego zaczęli dopuszczać do siebie alternatywną koncepcję jaką był kredyt waloryzowany. Nie tylko alternatywną, ale, jak wszystko na to w tamtym czasie wskazywało, także dużo lepszą. 



Nie ma Pan zdolności na mniejszy kredyt bo ma Pan zdolność na większy. 

Jeśli nie mieli zdolności w złotych to trzeba było nie brać – ktoś powie. Nie bierze się kredytu jeśli się nie ma zdolności, to prawda, tylko, że to bank tą zdolność wylicza. Poza tym skoro 

kredyty frankowe miały być lepsze i tańsze niż te w złotych to dlaczego ich nie brać? Czy jest ktoś kto ze świadomością, że może kupić coś tańszego i lepszego, kupi coś innego, drożej, co jest gorsze jakościowo?

Wartym uwagi jest także fakt czy tej zdolności tak naprawdę nie było. Klient, który zaciągał w tym czasie normalny kredyt hipoteczny na 500.000 zł, teoretycznie miał w dniu wypłaty 500.000 zł salda zadłużenia. To logiczne. Jednak klient, który zawarł umowę kredytu frankowego na tą samą kwotę nie miał w dniu wypłaty kredytu 500.000 zł a o kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy zł więcej. To nielogiczne bo ten sam klient wcześniej nie miał zdolności na 500.000 zł, ale na np. 530.000 zł już miał. 

Może to znaczyć, że skoro klient nie miał zdolności na kredyt w złotówkach to nie miał także na ten we frankach. A czy bank powinien udzielać kredytów gdy klient nie ma zdolności? Przecież to bank ma narzędzia, analizy i sztab specjalistów od ryzyka.

Przywołuje to na myśl słynną aferę kredytów Subprime w USA, która wywołała kryzys gospodarczy w 2008 roku. Nie ma wątpliwości co do tego, że ludzie, który nie powinni dostać wtedy kredytów hipotecznych dostawali je, ale to chciwość bankierów ich nie powstrzymała a wręcz popychała i namawiała do tego – całe społeczeństwo amerykańskie padło ofiarą systemu finansowego i różnych współpracujących ze sobą instytucji finansowych, nie tylko banków ale także Towarzystw Ubezpieczeniowych, firm udzielającyh gwarancje, audytorów i banków inwestycyjnych. 

Czy w przypadku frankowiczów też było tak, że kredyty waloryzowane były udzielane ludziom, którzy nie mieli realnej zdolności? Czy chciwość bankierów nie popychała ich do zawierania umów kredytów waloryzowanych?

Nawet nie znając odpowiedzi na te pytania można z łatwością odpowiedzieć na to jedno Czy jest to wina klienta czyli przeciętnego konsumenta na rynku finansowym czy profesjonalnej wyspecjalizowanej do tego instytucji finansowej – całej międzynarodowej maszynerii finansowej.


“Widziały gały co brały.”

No właśnie nie widziały. Nie widziały gały co brały. 

Kredyt waloryzowany kursem CHF to kredyt, który miał niższą marżę niż inne kredyty. Stopa referencyjna, która miała wpływ na oprocentowanie była dopasowana jak dla kredytów walutowych czyli był nią LIBOR. W “normalnych” kredytach tą stopą był WIBOR a więc wskaźnik, który w tym czasie był ponad 2 razy większy. Obydwa te czynniki wpływały na to, że oprocentowanie kredytu frankowego było dużo bardziej korzystne. 

Kredyt frankowy więc na samym początku wychodził nawet lepiej niż kredyt złotówkowy gdyż kurs franka wtedy był stabilny a czasem nawet delikatnie spadał a oprocentowanie było niskie. 

Tu dochodzimy do punktu, który jest kluczowy w całej dyskusji nt. frankowiczów. Chodzi o kwestie związaną z ryzykiem kursowym. Przeciwnicy tzw. frankowiczów jeśli mogę ich tak nazwać argumentują, że każdy rozsądnie myślący człowiek powinien wiedzieć, że kursy walut się zmieniają i kredyt oparty w ten czy inny sposób o kurs waluty jest ryzykowny, zwłaszcza gdy dotyczy umów tak długoletnich jak umowa kredytu hipotecznego – najczęściej zawierana na 360 miesięcy czyli 30 lat.

Ile z tych osób, które dziś tak twierdzą nie miało nigdy wątpliwej przyjemności odbyć spotkania lub kilka nt. własnie tego produktu? Myślę, że duża część dzisiejszych frankowiczów miała takie wątpliwości i nawet przekonania jak ich dzisiejsi oponenci.

Frank jednak był przedstawiany jako waluta silna a przede wszystkim stabilna. Patrząc na historyczny wykres CHF można było w to uwierzyć. Także nie bez powodu w czasach kryzysu bardziej świadomi inwestorzy uciekają do franka szwajcarskiego. Niektóre banki nawet w oświadczeniach o ryzyku dla klienta, na które się teraz powołują przedstawiały te wykresy w pewnym sensie sugerując, że ten kurs nie może drastycznie się zmienić. Ludzie, którzy chcieli po prostu kupić własny dom lub mieszkanie na kredyt byli przekonywani nie tylko o tym, że jest to kredyt tańszy i lepszy, ale też o tym, że jest to kredyt bezpieczny mimo sparowania go z kursem CHF. 

Dzisiaj nie jest już tajemnicą, że pracownicy banku odbywają różne szkolenia i nie są to szkolenia tylko produktowe, ale także z technik sprzedaży, wywierania wpływu i komunikacji co niewątpliwe oddziałuje na umysły wielu klientów, którzy ulegają pod ciężarem tych technik oraz wiedzy produktowej i rynkowej doradcy i robią to co sprzedawca czytaj doradca chce żeby zrobili. I o ile w przypadku produktów i usług wnoszących jakość do życia klienta nikt nie może się za to gniewać o tyle w przypadku toksycznych produktów finansowych niesmak już pozostaje, nawet jeśli doradca nie miał złych intencji i ślepo wierzy w informacje otrzymywane w miejscu swojej pracy. 

Ciekawym rozważaniem jest też to czy tacy doradcy, którzy sprzedawali te kredyty dużej ilości ludziom sami wpadli w kłopoty ze względu na poczucie wstydu, poczucie winy, utratę zaufania ludzi i klientów, długi, szykany. Mało prawdopodobne jest, że jakaś zdecydowana większość doradców przypuszczała jak rozwinie się cała ta sprawa i jakich problemów dostarczy to im klientom. Skoro doradcy nie wiedzieli to skąd mieli wiedzieć klienci?


Instytucje zaufania publicznego

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, która mogła osłabić czujność zarówno klientów jak i tych pracowników danych instytucji, którym zależy przede wszystkim na dobru klienta. Niewątpliwe miało to duży wpływ. Trzeba pamiętać, że kilkanaście lat temu rynek finansowy w Polsce dopiero się rozwijał – zresztą nadal, jeszcze dziś odstajemy od Zachodu. W tamtym czasie panowało coś co nazywam nieuzasadnionym autorytetem dla instytucji finansowych i ich pracowników i zresztą do dziś bank i inne podmioty świadczące usługi finansowe są traktowanie jak instytucje zaufania pubicznego. Był to odpowiedni klimat do tego żeby ufać we wszystkim pracownikom banku, którzy bardzo często też ufali i wierzyli i dostrzegali legalność i słuszne intencję w działaniach swoich pracodawców. Ci doradcy niekoniecznie specjalnie lub tylko dla zysku wpędzali w kłopoty swoich klientów. Choć takie sytuacje też na tym rynku miały często miejsce, zarówno w bankach, w Towarzystwach Ubezpieczeń jak i firmach pośrednictwa finansowego.

Najlepszym dowodem na to wtedy wszechpanujące zaufanie jest chyba fakt, że w tamtych latach ludzie, którzy posiadali duże firmy i zasoby – byli wręcz śmietanką Polskiej przedsiębiorczości a także Ci, którzy byli odpowiednio wykształceni i doświadczeni jak ekonomiści i prawnicy, niektórzy wybitni zawierali różne umowy z instytucjami finansowymi i nabywali różne produkty, które już nawet na tamten czas były co najmniej podejrzane i wątpliwe. Ludzie ci przez te produkty i operacje tracili znaczną część swoich oszczędności lub majątku a niejednokrotnie jego całość. Takimi wątpliwymi produktami finansowymi na tamten czas były Opcje Walutowe tzw. CIRS, różnego rodzaju polisolokaty a przede wszystkim te strukturyzowane z jednego z Polskich Towarzystw o dumnej nazwie Europa ,Obligacje, Fundusze. Te osoby zakładały te produkty nie poddając ich żadnej krytyce w dużej części ze względu na ten autorytet. Nie można im było ani teraz ani wtedy odmówić wiedzy, doświadczenia, rozwagi, odpowiedniego przygotowania i tej tak zwanej życiowej mądrości. 


Nieograniczone ryzyko i jego świadomość.

Wracając do tematu klauzuli waloryzacyjnej i mechanizmu waloryzacji  należy w tym miejscu opisać jak ona działały i jakie powodowały ryzyka. Bank pierwotną kwotę kredytu przeliczał po cenie kupna, którą zaniżał w stosunku do średniej NBP, co dawało określony wynik we frankach. Tą kwotę we frankach z kolei sprzedawał po cenie sprzedaży, lecz zawyżonej w stosunku do średniej NBP. Taki zabieg powodował, że kredytobiorca już na starcie miał średnio od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych więcej niż kwota kredytu już w dniu wypłaty kredytu.

Zapisy w umowie i regulaminie kredytu pozwalały na to żeby bank arbitralnie czyli samodzielnie na podstawie decyzji zarządu banku ustalał kursy i tworzył własną tabelę kursową tzw. tabelę kursową banku, która odbiegała a czasem nawet znacznie odbiegała od tej tabeli kursowej zgodnej z notowaniami NPB. 

Poza tym, że takie ustalania kursu  miały wpływ na to pierwotne saldo zadłużenia, miały także wpływ co miesiąc na ratę gdyż podstawą do wyliczania raty była kwota raty w CHF x kurs sprzedaży z tabeli kursowej banku, a także na aktualne saldo zadłużenia gdzie podstawą było pozostała kwota CHF do spłaty x kurs sprzedaż z tabeli kursowej banku. Aczkolwiek największy wpływ na ratę i saldo miał ogólnie rynkowy kurs CHF.

Dlatego największym problemem okazał się rosnący kurs franka a punktem kulminacyjnym tzw. “Czarny Czwartek 2015” gdy to 15 stycznia 2015 roku przez decyzję Szwajcarskiego Banku Narodowego o uwolnieniu kursu Franka od Euro, kurs franka umocnił się jak nigdy chociażby w stosunku do złotego. Najwyższy kurs tego dnia to 5,19, ale na zamknięciu był już na poziomie 4,31. W porównaniu z zamknięciem z dnia poprzedniego wynosił aż o ok. 77 groszy więcej (3,54). Przez następne 2 lata utrzymywał się na poziomie ok. 4 zł lub nawet ponad 4 zł. Obecnie wynosi między 4,15 a 4,20. 

Zdecydowana większość frankowiczów brała kredyt gdy frank był po 2,10 zł – 2,50 zł


Podwójne raty i saldo większe niż kredyt

Skoro więc rata i aktualne saldo zadłużenia zależą od aktualnego kursu CHF i kursu sprzedaży z tabeli banku oraz od pozostałych do spłaty franków to w sytuacji, w której kurs rośnie plus minus 2 razy oczywistym jest to, że rata rośnie dwukrotnie a saldo zadłużenia przewyższa znacząco kwotę udzielonego kredytu pomimo dziesięciu lub kilkunastu lat regularnego i terminowego spłacania zobowiązania kredytowego.


Należy odwrócić pytanie postawione we wstępie i i zapytać: czy banki, które oferowały kredyty frankowe (choć nie tylko te)  to chciwi gracze, którzy chcieli oszukać system? Na to pytanie niestety nie znam odpowiedzi.


Ciągłe życie w niepewności i nieustanny stres

Frankowicze już od lutego 2009 żyli w niepewności bo wtedy to pierwszy raz po pojawieniu się kredytów waloryzowanych w Polsce na tak szeroka skalę kurs CHF przebił 3 zł i sięgnął 3,13. Tylko, że wtedy już mało który bank je udzielał i nawet jeśli, to już nie na taką skalę jak to miało miejsce w latach 2007-2008.

W 2009 roku po raz pierwszy tak empirycznie zdali sobie oni sprawę, że posiadają nie umowę kredytu hipotecznego a coś na kształt połączenia tego pierwszego z instrumentem inwestycyjnym o wysokim stopniu ryzyka. Zdali sobie sprawę, być może wtedy po raz pierwszy,  że zapewnienia ze strony pracowników banku o tym, że frank to stabilna waluta i wahania większe niż 20% nie mogą się przydarzyć były tylko pustymi słowami, w które być może i sami doradcy wierzyli, ale ich wiara nie zmieni obecnej i przyszłej rzeczywistości. Być może wtedy po raz pierwszy zrozumieli na własnej skórze, że na przestrzeni około 30 lat z kursem franka jednak może stać się wszystko. Wtedy zdali sobie być może po raz pierwszy sprawę, że ryzyko jednak jest i to duże, ale wtedy było już za późno. 

Od 2009 roku do dziś kurs CHF już nigdy nie był niższy lub na podobnym poziomie jak wtedy kiedy zdecydowana większość frankowiczów zaciągała zobowiązania waloryzowane do CHF. Przez większość czasu od początku 2009 roku do Czarnego Czwartku kurs CHF był co najmniej o 50% wyższy. Kurs czyli także rata. Saldo nie malało, tylko rosło. Przez te kilka lat w ogóle nie było widać światełka w tunelu i rozwiązania problemu. Każdy dzień, tydzień, miesiąc był niepewnością. Obawą o jutro, o mieszkanie, zarobki, rachunki i  …. o kurs CHF. 

Długo nie było rozwiązania prawnego a deklaracje polityków o ustawowym rozwiązaniu okazywały się kolejnymi obietnicami wyborczymi, których nikt nie ma zamiaru realizować. A nawet jeśli ma, to najzwyczajniej w świecie ich nie realizuje. W 2016 roku pojawiły się pierwsze koncepcje na pozwy i argumentację pozwalające “odfrankowić” te umowy lub je unieważnić. Nie był to jednak czas, w którym frankowicze mogli odetchnąć i szturmem ruszyć do Kancelarii i Sądów gdyż od wtedy do jeszcze niedawna musiało zapaść wiele wyroków aby tzw. linia orzecznicza zaczęła się kształtować. Na całe szczęście zaczęła się kształtować i kształtuje na ich korzyść, ale sytuacja z jaką mamy dziś do czynienia gdzie ponad 90% spraw jest rozstrzyganych na korzyść kredytobiorców trwa od dopiero roku – półtora. Wcześniejsze kilka lat od pojawienia się rozwiązania to kolejne kilka lat niepewności i spłacania kredytu, który tak bardzo doskwiera. Frankowicze nie wiedzieli w jakim kierunku pójdzie linia orzecznicza, zresztą mało kto wtedy wiedział, niektórzy mieli tylko nadzieję i podejmowali szereg działań żeby sytuacja wyglądała tak jak dziś. 

Zresztą spór Sądowy to kolejne kilka lat nerwów i skomplikowanej batalii.


Preferencyjny kredyt

Jak dowiedzieliśmy się po czasie i wciąż się dowiadujemy umowy kredytów waloryzowanych do obcej waluty były nielegalne i posiadały niedozwolone zapisy co potwierdzały już w Polsce niejednokrotnie w swoich wyrokach Sądy na każdym szczeblu – zaczynając od Sądów Rejonowych, przez Sądy Okręgowe i Apelacyjne na Sądzie Najwyższym kończąc. Swoje stanowisko w sprawie Polskiej kredytu we franku wyraził też Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w swoim wyroku z 3.10.2019 roku. Sama kwestia niezgodności tych umów z prawem jest tematem na osobny artykuł niemniej jednak pozytywne wyroki a przede wszystkim ich skutki czyli reperowania wad w tych umowach lub ich unieważnienie pod kątem ekonomicznym dla frankowiczów, znów rozbudzają tą część naszego społeczeństwa, która uważa frankowiczów za cwaniaków lub tą, która po prostu czuje się niesprawiedliwie potraktowana mając kredyt złotowy (temu drugiemu akurat trudno się dziwić). 

Frankowicze odzyskują głównie pieniądze, które nadpłacili lub wpłacili. Nie dostają nic ekstra od kogoś (może poza odsetkami ustawowymi). Przez lata płacili wysokie raty i borykali się z wciąż niemalejącym saldem zadłużenia przewyższającym wartość kredytu. W tym czasie kredytobiorcy złotowi płacili normalne i stałe raty a ich saldo zadłużenia z miesiąca na miesiąc i z roku na rok malało. 

Tak, jeśli wyeliminujemy zapisy mówiąca o waloryzacji i pozbędziemy się na przyszłość CHF z umowy i odniesienia do kursu to w przyszłości kredyty niegdyś waloryzowane staną się bardziej atrakcyjne względem tych złotówkowych zarówno tych udzielanych w tych samych latach co te frankowe jak i tych udzielanych później. Staną się wręcz preferencyjne. Niektóre będą ujemnie oprocentowane. To pewien absurd. 

W jednym z bardzo ważnych orzeczeń jakie wydał Sąd Najwyższy czy najwyższa wyrocznia w Polsce w sprawach cywilnych możemy przeczytać.


Psychiczny koszt 

Tak czy inaczej te pieniądze i tak nie zreperują szkód psychicznych powstałych przez lata życia z kredytem frankowym. Być może też tych wynikających z jak Państwo już mam nadzieję wiecie niesłusznych zarzutów jaką część Polaków posiadających kredyt w złotówkach lub żaden stawia właśnie frankowiczom.

Jeśli wyciągniemy z tej dyskusji walor ekonomiczny, finansowy i wprowadzimy ten psychologiczny może łatwiej będzie zrozumieć i pogodzić się z wynikami sporów jakie codziennie w Polskich Sądach toczą frankowicze.

Szkody psychiczne nie są warte żadnych a na pewno nie tych pieniędzy.

Gdyby w tamtych latach na czas załatwiania formalności związanych z kredytem hipotecznym i podejmowaniu decyzji ktoś dał Państwu możliwość sięgnięcia w przyszłość o kolejne 30 lat, ale ze świadomością, że po załatwieniu wszystkich formalności skasuje się nam  pamięć o tym co widzieliśmy Państwo tam zobaczyliście to na jaki kredyt byście się zdecydowali?

Jestem przekonany, że wtedy przeważająca część frankowiczów nigdy nie zdecydowałaby się na kredyt waloryzowany kursem CHF ani kursem żadnej innej waluty kosztem szybszego zrealizowania swoich marzeń o własnym M.

A czy ktoś z Państwa zapłaciłby cenę w postaci tych wszystkich negatywnych emocji i śladów w psychice  za te dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy złotych korzyści w dalekiej przyszłości i i tak rozłożone w czasie?

Warto pamiętać, że temat kredytu hipotecznego jest związany zawsze z tematem mieszkania lub domu a to z kolei coś co daje nam poczucie bezpieczeństwa. a poczucie bezpieczeństwa wedle piramidy potrzeb Maslowa to jedna z pierwszorzędnych potrzeb ludzkich. Obawa przed utratą mieszkania czy domu to jej ingerencja w sferę poczucia bezpieczeństwa i jej zaburzenie co prowadzi do zaburzeń w funkcjonowaniu człowieka i codziennym życiu. 

Przez kilkanaście lat frankowicze żyli w poczuciu wstydu, czuli się oszukani. Z każdym rokiem narastało w nich poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Ze swoim problemem przez system finansowy, przez państwo, przez system sprawiedliwości zostali zignorowanii, zostali z nim sami. Sam na sam z potężną zazwyczaj międzynarodową instytucją finansową jaką jest bank.

W sprawie kredytów frankowych nie chodzi tylko o pieniądze. Frankowicze po latach chcą odzyskać sprawiedliwość i poczucie godności oraz stabilność i bezpieczeństwo.


Errare humanum est

Trzeba pogratulować tym, którzy w tamtym czasie albo odpuścili sobie kredyt na jakiś czas albo odwiedzili więcej banków (w tym także tych, które takich kredytów wtedy nie udzielały), poddając pod wątpliwość informacje o braku zdolności na kredyt w złotych , ale nie atakować tych, którzy jednak zdecydowali się na kredyt frankowy. Mieli swoje powody.

Frankowicze niewątpliwie popełnili błąd. Pewnie nie pierwszy i nie ostatni w swoim życiu. Tak jak każdy z nas, oni także je popełniają bo nie jest to jakaś grupa nadludzi tylko grupa ludzi jak to się ładnie mówi “zrobionych w …  konia”. 

Dlaczego ludzie się tak często rozwodzą? Statystyki mówią, że 50% małżeństw w dużych miastach się rozpada. Przecież widziały gały co brały.

Dlaczego ludzie powodują wypadki samochodowe? W Polsce jest ich ok. 40.000 w roku. Przecież widziały gały gdzie jechały. 

Czemu ludzie kupują wadliwe produkty? Czemu podpisują niekorzystne umowy? Czemu wierzą na słowo ludziom, którym nie powinni wierzyć nigdy i zostają prędzej czy później przez nich oszukani?

Przecież to wszystko to te same gały.

Odpowiedź jest banalnie prosta: bo obok  dobrych decyzji podejmują też także te złe i gdyby od razu wiedzieli, że są one złe to nigdy by ich nie podjęli, ale wtedy świat byłby miejscem doskonałym a ludzie byliby idealni  a tak  niestety nie jest. Przepraszam, tak na szczęście nie jest. 

Życie to sztuka wyborów. Ludzie w nich popełniają błędy i zawsze będą popełniać i trzeba też patrzeć w jakich warunkach je popełniają i co na nich wtedy wpływa. Na kwestie frankowiczów trzeba spojrzeć nie tylko od strony finansowej i ewentualnie prawnej, ale także od strony emocji, psychologicznej i tej społecznej.